Pływanie na osłonie od radzieckiej rakiety (taką wersję przyjęliśmy i takiej będziemy się trzymać, chociaż jest też wersja Agnieszki, że to wanna do mycia kajaków). Podczas zwiedzania zrujnowanego ośrodka na brzegu jeziora Wielickiego znaleźliśmy dziwny pojemnik. Do czego służył tak naprawdę do dziś nie wiemy. Instruktor Sebastian postanowił sprawdzić czy da się na nim pływać. Najpierw wylaliśmy z niego wodę, przygotowaliśmy siedzenia z kawałków styropianu a potem przetestowaliśmy pływanie. Najpierw wsiadła 3 osobowa osada, a potem liczniejsza 5-cio osobowa załoga (patrz filmiki). Obie próby wypadły pomyślnie. Normalnie wyścig smoczych łodzi na jez. Wielickim.
Podczas pobytu na ośrodku były jeszcze inne atrakcje – kąpiel dla chętnych w jeziorze i ćwiczenia z manewrowania kajakami. Admirał poprowadził cały spływ zawiłym i krętym slalomem między palami po zniszczonym pomoście. Trzeba było nie lada umiejętności, żeby nie zderzać się z innymi lub z palami.
Legendarne skoki kajakowe. Na końcu trasy, tam gdzie kiedyś był młyn Kokoszki wszyscy chętni mogli oddać skok z kajakiem z wysokiej kaskady. Było trochę lęków i obaw, ale już podczas skakania widać było wyraźnie uśmiechy na twarzach.
Ten dzień przeszedł do historii spływów. Na kolację była niespodzianka. Zosia J. miała urodziny i z tej okazji mieliśmy okazję, po odśpiewaniu gromkiego „Sto lat” raczyć się pizzą. To danie wystąpiło w menu spływowym po raz pierwszy w historii.
Wieczorem mieliśmy spotkanie z Panem Grzegorzem, który ponad 70 lat mieszka nieopodal Pliszki. Opowiedział nam swoje historie i o książkach, które napisał.