Dzień pełen:
Cichych okrzyków wznoszących się nad taflą wody.
Cichego plusku Oliwii wpadającej do wody.
Licznych dźwięków zawodu umierającej przyrody. (?????)
Ludzi sprawdzających przed sobą teren zgrozy.
Różnych smaków pierogów z zagrody.
Krótkich wrzasków wioseł szukających ochłody.
Pomarańczowych drażetek czekających na chwilę straty.
Oświetlonej twarzy Admirała w maseczce pełnej gracji.
A teraz inne WAŻNE WYDARZENIA
- Liczne zwalone drzewa i żeremie bobrowe, niektóre rozległe w poziomie inne z kolei w pionie. W sumie sporo pracy fizycznej z elementami techniki pokonywania zwałek na leżących na wodzie i nad wodą.
- Trzcinowisko, czyli „ćcinowisko”. Zwarte i gęste ostępy, przez które przedzieraliśmy się kajak za kajakiem, dziób w rufę jeden za drugim. Wszyscy płynąc za Admirałem wyglądali jak młode kaczuszki płynące za matką. Istniała obawa, że pogubimy się w gęstwinie.
- Malownicze, rozległe i przepiękne łąki podwodne. Tylko że po trzydziestu minutach przedzieranie się przez nie zaczęło być nużące i męczące. Dodatkowo kompletnie nie było widać przeszkód schowanych pod zielonym dywanem, a wiosłowanie, manewrowanie i ogólnie płynięcie utrudniał zwarty gąszcz roślin wodnych. Ale wszyscy doskonale sobie poradzili.
|