01.07.2019 Świecie - Rowy
1. Podróż autokarem ze Świecia do Rowów: już po pierwszych minutach jazdy zgubiliśmy drogę wiodąca ku morzu (ja sobie czegoś takiego nie przypominam, stanęliśmy żeby odebrać fakturę - Admirał).Po odnalezieniu właściwej trasy ruszyliśmy z nową nadzieją na to, że dalsza część podróży odbędzie się bez komplikacji. Niebawem nasze nadzieje zostały obrócone w proch, tak jak marzenia o hot dogu, gdy okazał się, że z braku miejsca dla autokaru stację benzynowa podziwiamy tylko zza „szklanych krat” autokaru. Prozaiczna sprawa - działanie klimatyzacji w naszym pojeździe pozostawiało wiele do życzenia. Na skutek tej uciążliwej niedogodności autokaru byliśmy zmuszeni do zatrzymania się na parkingu w lesie. 40 minutowa naprawa nie przyniosła jednak oczekiwanego efektu, wiec na miejsce dotarliśmy jak skiśnięte ogórki. (przerwa wymuszona była ograniczeniami w pracy kierowcy, ale fakt klima działała słabo).
2. Obiad – Po tygodniu jedzenia „męskiej rzeczy” (były też pierogi i spaghetti) Admirał wykazał się ogromna dobrocią serca i zabrał wygłodniałych spływowiczów na kebaba, którego niektórzy poprawili jeszcze lodami lub goframi.
3. Powitanie morza: wreszcie po uciążliwym tygodniu i długiej podróży poczuliśmy pod stopami wspaniały, ciepły, sypki piasek i ujrzeliśmy morze. Nad naszymi głowami rozpościerały swe skrzydła łabędzie, które postanowiły nas śledzić już od Borska aż do wybrzeża Morza Bałtyckiego. Grupa najodważniejszych z nas dała się ponieść morskim falom a pozostali postanowili grać w siatkówkę. Naszą obecność zaznaczyliśmy „admiralska szyszką”, niestety z plaży przegoniła nas niespodziewana i gwałtowna ulewa.
4. Bezdomne w środku nocy: o 2.30 w nocy rozległ się nagły trzask, a po nim krzyk dwóch dyżurnych, które zostały „zakopane” w szczątkach poległego namiotu. Na szczęście z pomocą przybyły Zuzia i Ola, które pomogły w przeprowadzce do namiotu Nikodema, Bartka i Jędrka, który zgodził się opuścić swój luksusowy apartament. Tej nocy namioty trzeszczały i wyginały się jak śledzie na poprzednim biwaku.
Martyna, Julia, Wiktoria.
Wielkie słowa uznania dla wszystkich spływowiczów, którzy w trudnych momentach w środku nocy, przy naprawdę bardzo silnym wietrze pomagali sobie nawzajem.
|