SPŁYW KAJAKOWY - ŁUPAWA 2018  
Dzień drugi Dzień trzeci Dzień czwarty Dzień piąty Dzień szósty Dzień siódmy Dzień ósmy Dzień dziewiąty

 

29.06.2018 rzeka Łupawa,  Łupawa - Łebień

            Wstaliśmy w dobrych humorach spowodowanych wzrostem poziomu cywilizacji, który objawił się poprzez poranną (godz. 7.15)  wycieczkę do sklepu „Delikatesy Centrum” leżące w wiosce zaraz za mostem, kąpielą w letniej wodzie i resztkami schabowych i pierogów zalegającymi w naszych żołądkach. Na tych u których stężenie schabowych było zbyt niskie czekało pyszne śniadanie. Dla najodważniejszych wystawiono (otwarty po raz pierwszy niczym grobowiec faraona) tajemniczy słoik  z serii  Męska rzecz – „Przysmak drwala”. Zwinęliśmy sprawnie namioty i w dobrym czasie o 11.15 wylądowaliśmy na wodzie łeb w łeb z inną grupą kajakarzy. Konkurencja na rzece wzrosła, napięcie sięgnęło zenitu.  Albo My albo Oni ! Admirał o tym wiedział, rzucił komendę i ruszyliśmy w pośpiechu. Z ciekawostek po jakimś czasie, na przenosce przy kolejnej elektrowni mogliśmy podziwiać profesjonalną ekipę myjącą most na drodze nr 6. Widok naprawdę niecodzienny. Płynęliśmy sobie spokojnie, gdy do naszych nozdrzy doszedł swąd dymu i spalenizny. Sokoli wzrok Admirała szybko zlokalizował jego źródło. Strużka dymu unosząca się z tlącej się ściółki leśnej stała się nie tylko okazją do rozprostowania nóg. O nie! Zaczęliśmy prowadzić szybka niemalże w pełni zautomatyzowaną akcję ratowniczo – gaśniczą. Kajakarze ratownicy stali się strażakami. Podawaną przez łańcuch ludzki w śniadaniówkach wodą łagodziliśmy cierpienie poparzonych korzeni drzewa, zabezpieczaliśmy dalsze obszary i gasiliśmy czający się w popiołach żar. Cały czas wyklinaliśmy wielkie czerwone mrówki niewdzięcznie gryzące nas po nogach. Dym i tumany kurzu stawały się coraz mniejsze, lecz nasze ręce i śniadaniówki wciąż pracowały niepodatne na zmęczenie. Gdy niebezpieczeństwo zostało zażegnane zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie i zakrzyknęliśmy zgodnie na naszą cześć. Po tym zwycięstwie wkroczyliśmy dumnie do kajaków wyglądając nowych przygód. Długo czekać nie trzeba było, ponieważ kilka chwil późnie Oriana i Zuza zdecydowały, że kłoda przegradzająca szybki nurt będzie dobrymi okolicznościami do przegrania w pięknym stylu zakładu o pierwszą wywrotkę. Gdy Julianna liczyła zyski i zajmowała się wsparciem psychicznym Serfer rzucił się na ratunek wiosłu, które utknęło pod kłodą. Obnażony do pasa wkroczył w lodowaty nurt, aby rzeka nie obrabowała TEJ grupy z wyposażenia. Po tym incydencie do naszego biwaku nie zostało dużo drogi. Po pokonaniu kolejnej elektrowni wodnej tym razem w Łebieniu, rozbiliśmy namioty, a następnie pożegnaliśmy kamizelki, które wraz z naszymi rumakami rzecznymi wróciły do domu na zasłużony odpoczynek.
Nadeszła chwila dla dyżurnych – przygotowaliśmy pyszny obiad na patelniach skwierczało mięsko i cebulka, mieliśmy gar sosu, drugi makaronu, siekany czosnek. Wszyscy pragnęli jeść, jeść, jeść…. Przynajmniej my.
Po kolacji każdy robił to na co miał ochotę. Dynamiczna gra w „stres” (nowa gra spływu) umilała czas zgromadzonym pod piękna, dużą wiatą, inni szukali przygód eksplorując okoliczne tereny obfitujące w drzewa,  elektrownie, wiadukty kolejowe. Inni dopychali się „turbokiślami” i „chińskimi zupkami z Radomia”. Ostatecznie pożegnaliśmy ten dzień przy ognisku śpiewając różne szlagiery, szanty i takie tam. W starym kociołku Julianny skwierczały ziemniaczki z warzywami i kiełbasą, w żarze piekły się pyry, a część spływowiczów piekła chleb i kiełbaski a tłuszcz kapał na rozgrzane polana. Potem spaliśmy.
Było wporzo.
Niezły dzień.

Julianna, Justyna, Marcin, Partyk „Serfer”         

 

 

GALERIA



FILM 1

 

 


SZKOŁA PODSTAWOWA NR 2 W ZIELONEJ GÓRZE